);
Jak rodzic rodzicowi,  W garnku i na talerzu

Happy meal czy healthy meal?

Happy meal jest teraz na topie z racji nowej reklamy. W 2018 roku zrobiłam ankietę na temat posiłków w sieciach typu fastfood. Dostarczyły mi bardzo ciekawych danych!
Okazało się, że znaczna większość z Was (61%) uważa, że wizyta od czasu do czasu w „restauracji” typu „fast food” nie szkodzi małym dzieciom. Jednocześnie zdecydowana większość (68%) ankietowanych wyraziła opinię, że takie restauracje nie powinny być miejscem spożywania posiłku w czasie wycieczek szkolnych, czy przedszkolnych. Nie mam zamiaru przekonywać żadnej ze stron do mojego zdania. Wolę przedstawić wam fakty dotyczące obu sytuacji i pozostawić Wam wyciąganie wniosków.

Happy meal – czy rzeczywiście jest szczęśliwy?

Zacznijmy więc od typowego zestawu dla dzieci w popularnej sieci fast food zaprezentowanego na zdjęciu (happy meal). Opakowany w pociągające pudełko w kolorach znacząco pobudzających apetyt (czerwień i żółty wzmagają, niebieski i fioletowy apetyt hamują, zieleń jest neutralna) i kojarzących się naszym mózgom z czymś wesołym i przyjemnym.

Do tego zabawka. Niby kawałek plastiku, ale trzeba przyznać, że proponowane wzory są tak atrakcyjne, że czasem sama mam ochotę je mieć. Lokal dodatkowo zapewnia świetny plac zabaw, zwykle zewnętrzny i wewnętrzny, a ostatnio ogromny tablet z grami. Wszytko to niezwykle atrakcyjne dla dzieci i zachęcające do częstego odwiedzania tego miejsca.

A jak smakuje?

Smak potraw również pociąga, zwłaszcza dziecięce mózgi, które w ciągu tych pierwszy kilku lat życia w wielu przypadkach nie poznały jeszcze tak dużej różnorodności smaków, jak te należące do dorosłych. Co w tych smakach niezwykłego? Opierają się one na zestawieniu powodującym wydzielanie się w głębokich strukturach mózgu neuroprzekaźników odpowiedzialnych za poczucie szczęścia, radości i innych pozytywnych emocji, Zauważcie, że praktycznie nic nie jest tam kwaśne. A ten właśnie smak hamuje wydzielanie „hormonów szczęścia”, co doceniają dorośli (i część dzieci – np. moja Zuzia), bo już wiemy, że „co za dużo to niezdrowo” i nadmiar przyjemności odczuwamy jako nieprzyjemny. Typowy dla Happyy Meal smak słony (o ile się nie przesoli) w połączeniu z tłuszczem (smak nasyconych kwasów tłuszczowych został niedawno odkryty i wyraźnie pobudza wydzielanie dopaminy) oraz smakiem określanym jako „umami” (smakiem gutaminianu sodu – określanym jako smak „orgazmiczny”) stymuluje te same ośrodki mózgu, jak standardowa dawka kokainy.

Happy meal co jest w składzie?

Skład najczęściej kupowanego zestawu dla dzieci to 4 nuggetsy z kurczaka, małe frytki (często z pobudzających receptory słodkiego smaku ketchupem), sok jabłkowy i mus owocowy (jabłko straciło na wartości odkąd go wprowadzono). Wymiana frytek na sałatkę, czy pomidorki i wybór wody zamiast soku to przypadki nader rzadkie.

Kcal i nie tylko

Przytoczony przeze mnie zestaw to 593 kcal energii. Czyli 42% dziennego zapotrzebowania typowego 5-6 latka (1400kcal). Nie jest to mało, ale jeśli będzie to obiad to liczba ta raczej nie przeraża. W przypadku 10 latka i zapotrzebowania ok. 1800-2000 kcal tym bardziej. Dodać jednak trzeba, że zawartość soli w tym daniu stanowi również ponad 56% dopuszczalnej dobowej dawki – trzeba więc unikać jej w pozostałych posiłkach. Podobnie zawartość tłuszczu to ok. 40% dziennego zapotrzebowania.

A czego w Happy Meal nie ma?

W dobowym rozrachunku nie stanowią te wartości zasadniczo ogromnego problemu, jednak należy wspomnieć o dwóch aspektach. Pierwszy to brak porcji warzyw w głównym posiłku dnia. Owszem można to nadrobić w innych daniach, jednak ten wysoko atrakcyjny posiłek pozostawia w głowie dziecka (i dorosłych też) obraz smacznego dania bez warzyw. Dodatkowo wymienione zestawienie smaków oraz mieszanki dużej ilości tłuszczu i soli podanych jednocześnie znacząco pobudza wydzielanie hormonów głodu. Dlatego mimo obfitości kalorycznej dania mamy ochotę jeszcze coś zjeść nawet zaraz po posiłku. I wiele dzieci tak właśnie robi. Dorzucając jeszcze lody, a wraz z nimi 403 kcal prawie 9g tłuszczu i dodatkowe 0,35 g soli! W efekcie posiłek ten stanowi 71% dziennego zapotrzebowania na energię, 59% tłuszczu i 70% soli. Lody takie pobudzą ochotę na jedzenie jeszcze bardziej i głód wróci zamiast po 3-4h już po 1-2. A przecież w zasadzie nic już jeść się nie powinno.

No i co z tego?

Faktem jest, że przekroczenie dziennego zapotrzebowania kalorycznego od czasu do czasu nie powinno być problemem, jeśli potem się go spali.  Należy więc pamiętać o zwiększeniu aktywności fizycznej dziecka w kolejnych dniach. By spalić nadmiarowe 500kcal 5 latek powinien przebiec ok 10 km.

Gdzie jest problem?

Zabieranie dzieci w tak atrakcyjne dla nich miejsce i to z posiłkiem, który smakuje prawie każdemu często jest kojarzone z innymi przyjemnymi okazjami. Organizuje się tam urodziny, chodzi z wyjątkowych okazji i właśnie dość często zabiera w trakcie wycieczek.  Ma to na celu zazwyczaj ograniczenie spożywania potraw typu Happy Meal. Powoduje jednak odwrotny efekt. Jedzenie fast foodu staje się nagrodą. A nagrodę każdy chce dostać. Zwiększa to bardzo atrakcyjność takich dań. Zwłaszcza, gdy dziecko zabierają tam osoby, które są dla niego autorytetem – rodzice, dziadkowie, nauczyciele. Zachowanie z dzieciństwa bardzo rzutują na dorosłość. To wiem z własnego doświadczenia. Byłam nagradzana słodyczami i teraz, gdy coś (nawet małego) mi się powiedzie od razu mam na nie ochotę. Nie jest łatwo pozbyć się tego wdrukowanego schematu, trzeba zawsze już się kontrolować.

Robimy z gęby cholewę

Postępowanie takie pokazuje też niekonsekwencje rodziców. Bo czyż nie mówimy naszym dzieciom codziennie co jest zdrowe? Namawiamy je, by zjadły warzywa, rybkę i kaszę. Gdy odmawiają widzą nasze zmartwienie lub złość. A tu święto! I właśnie wtedy nagle to co było niezdrowe i „blee” jest ok. I jeszcze mówią „Jak pięknie zjadłeś” (sama słyszałam!)! Czyli to jedzenie jest super. Ale przecież mówili wczoraj, że nie. Frustracja. No i wybór pod upodobania, bo tak łatwiej.

Łatwie wybrać Happy Meal niż healthy meal

Dzieci często nie chcą czegoś jeść. Odmawianie jedzenia warzyw, czy kasz przychodzi im znacznie łatwiej niż dań z lokalu ze złotymi łukami. Dzieje się tak właśnie ze względu na smak. Zdrowe dania nie mają zbyt wiele smaku kwasów tłuszczowych i nie ma w nich umami! My dorośli też przecież mamy problem z odmawianiem zjedzenia kalorycznych, acz pysznych przekąsek.

Szkoła ma być happy, nie meal…

A co z ta szkołą i przedszkolem? W programie nauczania każdej klasy stoi jak byk „Promowanie zdrowego stylu życia”. Jakim więc prawem szkoła/przedszkole może zabierać dzieci na śmieciowe żarcie i łączyć to z dobra zabawą? Nie wiem…

Kolejna prawda jest zgoła inna! Nie ma opcji, by uchronić dziecko przez spróbowaniem fast foodów. My nie damy, da szkoła. Szkoła nie da, koledzy poczęstują/namówią. A może babcie/ciocie lub nawet prędzej wujkowie czy dziadkowie. Ktoś zabierze, ktoś da. To się stanie i jest nieuniknione. Jak więc to robić tak, by nie weszło w krew?

Jak ja to robię

Nie wiem, czy jest sposób idealny, ale mogę Wam napisać co sama robię. Ale zacznę od początku. Mieliśmy w swoim życiu taki czas – ja i mąż, że przez kilka tygodni żywiliśmy się w fast foodach kilka razy w tygodniu. Było to zaraz po ślubie i śmierci teściów w wypadku. Szwagier był w szpitalu w połowie Polski, szwagierka 100km w innym kierunku, my na północy, a dom teściów 200 km w jeszcze inną stronę. Jeździliśmy, by wszystko załatwić i wybieraliśmy ten „łatwy” posiłek. Czuliśmy się okropnie, ale myśleliśmy, że to przez emocje związane z całą trudną sytuacją. To, że waga rosła w sumie nie robiło wtedy na nas wrażenia. Za to ciągłe bóle głowy, wzdęcia, zmęczenie, skurcze łydek i ciągły głód już tak. To było efekt spożywania fastfoodów kila razy w tygodniu.

Dzieci

Gdy adoptowaliśmy dzieci starsze znały już ten smak. Nie mieliśmy więc złudzeń, że będą o to prosić. Dlatego sprowadziliśmy ten lokal do kawiarni z lodami oraz miejsca, gdzie zjeść można tylko, gdy nie ma innego wyjścia (jest tak, gdy wracamy od dziadków przez całą Polskę autostradą i pechowo wypada pora na jedzenie (wszyscy głodni bardzo) na jednym z odcinków, gdzie nic innego nie ma). Lody są tłuste i kaloryczne, ale takie są prawie wszystkie. Nie chodzimy tam nigdy w dni świąteczne (urodziny, imieniny, koniec/początek roku szkolnego itp.), zawsze w zwykły dzień słodyczowy (weekend).  Dokładnie przedstawiłam dzieciom skład takiego posiłku i jego wady. Powtarzam to regularnie. Bo właśnie edukacja jest w tym wszystkim najważniejsza!

Edukacja działa.

Czy są efekty? Myślę, że tak. Czasem pytam dzieci kontrolnie w podróży, czy chcą iść do „maka”, czy  „zwykłej” restauracji/baru. Zazwyczaj wybierają zdrowsza opcję, zwykle domagając się zupy (zwłaszcza rybnej). Sieć restauracji Polsce jest tak ogromna, że łatwo znaleźć przyjazny lokal, również na wycieczce szkolnej/przedszkolnej i zamówić coś co lubią prawie wszyscy (pomidorowa?, spaghetti?). A jeśli czasu jest zbyt mało to może lepiej zrezygnować z posiłku na ciepło i zadowolić się suchym prowiantem z domu? Kanapki z serem żółtym i ogórkiem przechodzą próbę czasu wzorowo;).

Może być smacznie i zdrowo!

Fajną opcją jest pokazanie dzieciom, że można zjeść podobnie smaczny posiłek, a dużo zdrowszy! Tu znajdziecie moją zdrowszą wersję Happy Meal’a z dokładnym przepisem!

5 komentarzy

Dodaj komentarz