Pamiętnik z wakacji dzień 12 – pokonać 2000m npm
No to wyruszyliśmy na ostatni i najtrudniejszy szlak. Najpierw atrakcja jak się patrzy, czyli wjazd kolejką (Ali nazwał ją wieszakiem…;)) na Kasprowy. Bilety kupiliśmy miesiąc wcześniej przez internet – drożej, ale za to bez 2h stania w kolejce… Punktualnie o 9:30 ruszyliśmy. Dzieci zachwycone, że jadą tak po sznurku, zapomniały nawet o występujący czasami u dziewczynek lęku wysokości. Po przesiadce, były już odwrócone tyłem do Zakopanego. Zuzia powiedziała nawet pod koniec trasy: „Mamo tu nie jest wcale wysoko!” No to kazałam jej się obejrzeć w druga stronę… i wtedy było „Ojej”;)
Na górze było tylko kilkanaście stopni i do tego wiatr, ale przygotowaliśmy się i zakupiliśmy na Krupówkach piękne „wełniaki”:). Do tego przeciw-wietrznie założyliśmy dzieciakom kurtki przeciwdeszczowe i było już ciepło.. Gdy wiatr tak w nas uderzał i uderzał, Ali powiedział: „Pan wyłącz już ten wiatrak!” Pytam: „Jaki Pan?” „Pan Bóg” 🙂
I zaczęła się przygoda. Najpierw na szczyt Kasprowego, bo kolejka ląduje trochę poniżej. Po drodze piękny widok na Świnicę i rzut oka na Beskid – znajdujący się na trasie do niej dwutysięcznik (konkretnie 2012 m npm), który zamierzaliśmy zdobyć.
Potem trasa przez przełęcz na Beskid, pod wiatr i z bocznymi podmuchami, za to z boskim widokiem na Tatry!
I w końcu szczyt zdobyty! 2012 m npm! Ilu 3 latków może się pochwalić zdobyciem dwutysięcznika? I to bez żadnego noszenia! Jedynie trzymając rękę mamy dla asekuracji.
Piękny widok na pokonaną od szczytu Kasprowego trasę i wyłaniający się zza niego masyw Giewontu. A potem z powrotem na przełęcz. I po krótkiej przerwie w dół..
Szlak stromy i kamienisty, jak to w Tatrach, ale pozwalający podziwiać zmieniającą się przyrodę. Od gołych skał u góry, poprzez trawiaste połacie, pola kosodrzewiny i borówek, aż do pięknych iglastych lasów. Kolejny postój na Hali Gąsienicowej, na rozpostartej na miękkiej trawie pelerynie i znów na przełęcz.
A tu przepiękny widok na Zakopane. Małe domki. Samochody jak resoraczki. I choć niebo straszyło chmurami, jakby na nasz widok rozpogodziło się i błysnęło słońcem.
Potem kolejne strome zejście, aż do Doliny Jaworzynki. W upale skończyła nam się woda i wszyscy stali się markotni…ale na szczęście natura o nas zadbała! Piękny górski potok z przejrzystą wodą i to tuż przed jej ujęciem dla celów pitnych! Nabrałam wody i wszyscy zachwycali się jej smakiem i przyjemnym chłodem!
Nawet na gołych skałach towarzyszyło nam piękno:).
Pokonaliśmy wspólnie 56 km w 6 dni. Z tego około 30 faktycznie po górskich szlakach. Zdobyliśmy 3 szczyty – w tym dwutysięcznik. Obejrzeliśmy niezliczoną ilość pięknych widoków. Poznawaliśmy faunę, florę i klimat gór. Byliśmy razem i doświadczaliśmy razem ciepła i zimna, wiatru i deszczu, wysiłku i zmęczenia, odpoczynku i satysfakcji z osiągniętego celu. Każdy był nie tylko uczestnikiem tej wyprawy, ale i jej kreatorem. Każdy osiągną sukces, pokonał samego siebie i pokazał na co go stać. Nikt się nie poddał, wszyscy wspierali siebie nawzajem. I to właśnie są prawdziwe rodzinne wakacje…