);
Jak rodzic rodzicowi

Prosta czynność – trudna lekcja

Ta butelka wody na zdjęciu to nie jest zwykła butelka. Ta butelka to sukces na miarę rekordu życiowego sportowca. Symbolizuje wielkie zwycięstwo. Największe, bo pokonano w nim swoje lęki, emocje, trudności i blokadę wewnętrzną. Ta butelka to powód do dumy dla Asi i dla mnie. To także mój sukces i dowód na to, że to, co robię, jako matka ma sens.
Ale od początku:) Poszliśmy wczoraj do Asi szkoły (szkoła ta sama budynek inny), by nauczyć jej trasy, ponieważ będzie musiała czasem pójść lub wrócić z niej sama. W czwartej klasie nie ma już świetlicy, a w związku z nadmiarem dzieci lekcje są na dwie zmiany. Odległość spora, bo prawie 2 km i do tego nie po prostej. Trzeba trochę pokluczyć po osiedlu i przejść kilka razy przez ulicę. Droga szła gładko i większość trasy Asia już kojarzyła. Na miejscu poszliśmy na chwilę na plac zabaw. Było gorąco i chciało nam się wszystkim bardzo pić, a nie zabraliśmy wody. Postanowiłam, więc wykorzystać okazję i jeszcze czegoś Asię nauczyć. Poprosiłam by poszła do odległego o jakieś 300m sklepiku i kupiła nam wodę. Musiała przejść przez jedno przejście dla pieszych, a ja cały czas ją widziałam.
Proste zadanie prawda? Pewnie dla większości prawie 10 latków tak. Ale nie dla Asi. Pisałam wam już kiedyś o jej problemach z samodzielnością. O tym, że po adopcji musiałam nakłonić ją, by sama chciała się ubrać, umyć, czy pościelić łóżko. Chciała być malutka, głupiutka i bezradna. Tego nauczyło ją życie i tego chciała się trzymać. (https://niezkrwiazduszyiserca.blogspot.com/2016/03/moja-mama-czyli-rodzenstwa-walka-o-miosc.html) Po 4 latach u nas jest o niebo lepiej. Ale wszystko przychodzi powoli. Dla Asi pójście gdzieś samemu to wyczyn. A już rozmowa z obcym człowiekiem (sprzedawcą) bez obecności kogokolwiek innego to coś ogromnie trudnego.
Asia zestresowana, ale poszła. Pięknie przeszła przez ulicę i dotarła do sklepu. Stanęła pod bramą i ją zamurowało. Próbowałam ją z daleka zmotywować, ale nic z tego. Postała chwilę i wróciła mówiąc, że się boi. Powiedziałam, że to jest ok. Każdy się boi, gdy robi coś po raz pierwszy! Powiedziałam, ze ma prawo się bać i denerwować. I poszła znowu. 
Nie dała rady. Stała pod bramą i nic. Zabrałam młodszych i podeszłam bliżej, ale nadal tak, bym nie mogła kontrolować sytuacji. Przyszła z płaczem. Utuliłam i powiedziałam, że ją kocham i rozumiem, że się boi. Że to normalne. Że ja też się denerwowałam przed pierwszą operacją. Ba denerwuję się przed każdą! Pewnie ktoś z was pomyślał, „Co to za porównanie? Operacja to coś. Waży się życie i zdrowie człowieka. A kupienie wody to pikuś.” Tak. Dla wielu pikuś. Nawet dla jej młodszego rodzeństwa. Ale dla Asi to problem i stres w tym momencie największy. Musimy pamiętać o tym, że sprawy naszych dzieci nam mogą wydawać się bzdurne i nie ważne, ale dla nich są w danej chwili najpoważniejsze i najistotniejsze. 
Asia podchodziła do płotu kilkanaście razy i wracała. Raz płakała. Raz wrzeszczała na mnie. Mówiła, że nie chce i nie pójdzie, że jest uparta. Mówiła, że się boi, że denerwuje. Mówiła, ze jest na mnie zła, że dałam jej takie zadanie. A jak byłam z niej dumna, bo potrafiła powiedzieć, co czuje! Nazywała swoje emocje. Owszem krzyczała, tupała, rzucała we mnie dychą, którą dostała na zakupy. Ale wiedziała, dlaczego i potrafiła to określić. 
Powtarzałam w kółko, że ją kocham i chcę jej pomóc. Mówiłam, że zostaniemy tam tak długo jak będzie trzeba, że najwyżej nie ugotuję obiadu. Nawet zadzwoniłam do taty, by się nie denerwował, że nas nie ma, ale mamy z Asią problem do rozwiązania. Tata tym razem stanął na wysokości zadania i powiedział, że ok, że to ważne i nie musimy się przejmować obiadem.
W końcu ustaliliśmy kompromis. Podeszłam bliżej płotu. Ale nadal tak, że nie widziałam Asi, a ona nie widziała mnie. Poszła i z drżącym sercem poprosiła o wodę. Dostała ją i resztę. Gdybyście widzieli jej uśmiech, gdy wracała! Radość biła nie tylko jej ust, ale przede wszystkim z oczu! Udało jej się. Pokonała strach, który paraliżował ją ponad 45 minut. 
Zapytałam ją, jak było. A ona powiedziała, że super. Zakup wody był super – zdziwieni? Ja wcale. Spytałam jeszcze, czy ten strach był potrzebny. Potrząsnęła głową. A ja powiedziałam, że był ogromnie potrzebny. Bo bez tego nie byłaby teraz taka szczęśliwa. Uśmiechnęła się rozumiejąc. Powiedziałam już całej trójce, że czasem czegoś bardzo się boimy, nie chcemy tego zrobić i to, co czujemy jest ok. Ale jeśli zrobienie tego jest konieczne to warto spróbować pokonać swój strach. Bo odwaga to nie brak strachu, ale zrobienie czegoś, mimo że się boimy. 
A my rodzice musimy pamiętać, że to, co dla nas łatwe nie musi być takie dla naszych dzieci. Musimy dać im tyle czasu ile potrzebują. Nie zmuszać. Nie wyśmiewać. Nie mówić „No, co ty? Nie zrobisz tego? Przecież to nic takiego.” To nigdy nie jest „nic takiego”. To zawsze jest wszystko!
Gdyby Asia nie poszła do tego sklepu wcale, mimo długiego oczekiwania to i tak byłabym dumna, że spróbowała. Powiedziałabym, że zrobiła dziś ogromny krok naprzód, bo poszła tam sama. A następnym razem spróbujemy znowu. Kiedy się uda? Nie wiem. Ale kiedyś to nastąpi.

14 komentarzy

Dodaj komentarz