Pierwsza kolonia dziecka to wielkie wydarzenie. Asia pojechała na swoja pierwszą kolonię mając 7,5 roku. Na 6 dni i blisko, ale zawsze. Tak, tak wiem, zwariowałam;). Pani wysyłająca 11 latkę na pierwszą kolonię powiedziała: Ojej! Ona jest taka malutka! Babcia i tata też jakby nagle zaczęli mieć wątpliwości. Ale ja ich nie miałam. Wiedziałam, że będzie się świetnie bawić i pamiętać ten wyjazd jeszcze długo. Skąd wiedziałam, że ta pierwsza kolonia będzie super? Bo przygotowałam na to i ją i siebie.
Dlaczego wysłałam 7 latkę na pierwszą kolonię?
Wbrew tego co może sobie niektórzy teraz myślą, nie jestem bez serca, ultra spokojna i obojętna. Też się boję, martwię i przede wszystkim kocham. I właśnie dlatego Asia pojechała na pierwsza kolonię. Uznałam, że to będzie dla niej dobre. Będzie mogła wykorzystać wszystkie umiejętności jakie z oporem przyswoiła sobie w domu – ubieranie, czesanie się, mycie, punktualność itp. Będzie mogła poczuć się odpowiedzialna za siebie, swoje rzeczy i niewielkie kieszonkowe. Rozwinie zdolności interpersonalne w kontaktach z innymi dziećmi i dorosłymi. Pozna nowe sposoby spędzania aktywnie czasu i nowych przyjaciół. Przeżyje przygodę i pokona swoje obawy, pokona sama siebie. Będzie mogła być z siebie dumna i jak tylko wróci postaram się, by to czuła, tak jak i nasza dumę z niej.
A jeśli coś będzie nie tak?
Nawet jeśliby tam płakała, czy zdarzył się wypadek typu mokrego łóżka i tak będę z niej dumna, nawet tym bardziej, bo będzie musiała i z pewnością poradzi sobie z emocjami sama, ze wsparciem wychowawcy. W końcu to jej pierwsza kolonia! Telefon ma, ale mogą z niego korzystać tylko po obiedzie 14:30-15:30 (super! mają się bawić, a nie klikać!). Jakoś jestem przekonana, że gdy jutro zadzwonię usłyszę, że świetnie się bawi i właściwie to nie ma czasu ze mną gadać, bo koleżanki… 😉 Powiem wam jeszcze, że ta 11 latka siedząca obok w autokarze, była przerażona, pochlipująca i zdenerwowana. Więc wiek nie ma tu za wiele do rzeczy. Obu, jak również dwóm chłopcom przed nimi pomógł mój ulubiony trik. Głupie miny! Uwierzcie mi robię naprawdę głupie;). Wszystkie dzieci i kilkoro rodziców miało ze mnie niezły ubaw.
Pierwsza kolonia dziecka – jak się do tego przygotować?
Myśl o pierwszej kolonii przyszła mi do głowy już na początku roku szkolnego. To dobry moment, bo można wszystko przeanalizować, popracować na sobą i dzieckiem i podjąć ostateczną decyzję ponad pół roku później. Po pierwsze trzeba się zastanowić, czy dziecko jest gotowe na rozstanie i na jak długie. A jeśli nie mamy o tym pojęcia to, to sprawdzić. Zacząć można od weekendu u babci czy cioci. Potem warto poszukać dalszą rodzinę czy znajomych. Jeśli nie ma płaczu i paniki to jest dobrze. Jeśli po 2 dniach poza domem dziecko chce wracać, to może na pierwszą kolonię jeszcze jest za wcześnie. Asia jeździła regularnie do cioci na 3, 5, a potem 7 dni. Rozmawialiśmy przez telefon i było dobrze. To nie jest to samo, ale przynajmniej wiedziałam, że kilkudniowe rozstanie z nami nie stanowi dla niej problemu.
Dziecko jadące na swoja pierwszą kolonię musi umieć się umyć samo – włosy też, ubrać i rozebrać, uczesać (przynajmniej rozczesać), umyć zęby, natrzeć kremem z filtrem uv i spryskać płynem na kleszcze. Samodzielnie jeść, nie mówiąc o toaletowej samoobsłudze. Większość tych umiejętności Asia miała już rok wcześniej, ale samodzielnego mycia się pod prysznicem (w domu pluska się z rodzeństwem w wannie) i wiązania kucyka uczyłam ją specjalnie pod kolonię. Zdziwiło mnie nawet, że rodzice prosili opiekunkę grupy kolonijnej o pomoc w czesaniu, a ona obiecała, że pomoże. Co prawda część dzieci ma bardzo długie włosy i może to być trudne. Rozumiem to, ale ja wolę wygodniejszą fryzurę i samodzielność dziecka.
Pozostaje najważniejsza umiejętność, trudna czasem, ale uczę jej dzieci od początku – umiejętność proszenia o pomoc. Przecież opiekunowie są tam właśnie po to. Starsze dziecko może dopomóc jeśli potrafisz powiedzieć proszę, a potem dziękuję.
Kolejną ważną kwestią jest przygotowanie emocjonalne na pierwszą kolonię. I to obu stron – dziecka, ale i rodziców. Jak ja to zrobiłam? Przypomniała sobie moją pierwszą kolonię i pobyty w sanatorium. Było świetnie! Opowiadałam Asi o wszystkich fajnych przygodach. Nawet tych „niegrzecznych”. Sama byłam podekscytowana wspomnieniami to i ona również. Potem wybrałam kolonię. Początkowo chciałam wybrać coś ze szkoły tańca, do której Asia chodzi, ale niestety terminy nam nie odpowiadały. Poszukałam więc w lokalnych biurach i znalazłam coś fajnego. Kolonia all inclusive – czyli codziennie coś innego – to Indianie, to pływanie, to szkoła przetrwania, to prace plastyczne, to dzień sportowy do gry planszowe… zależnie od pogody i nastrojów. Do tego blisko (jakby co) jakieś 80 km i na 6 dni – idealnie na pierwszą kolonię. Opinie od klientów były liczne i obiecujące (owszem zdarzył się też jakiś malkontent narzekający, że warunki jak w akademiku – niby jakie by miały być?) i piękne zdjęcia z poprzedniego roku (tak pytają rodziców, czy mogą je publikować). Razem oglądałyśmy te fotki i Asia mimo strachu była coraz bardziej podekscytowana i nie mogła się doczekać.
Na stronie firmy była bardzo pomocna lista rzeczy potrzebnych i tych nie polecanych. Dla swego spokoju przygotowałam Asi po komplecie ciuchów na każdy dzień – zwinięte w rulony w małych woreczkach – jeden worek na jeden dzień. Zrobiłam to tylko na pierwszą kolonię, po przeczytaniu „bilansu” zrozumiecie dlaczego;). Do tego 4 pary długich spodni, jakby było zimno, 4 zapasowe koszulki i pary majtek, skarpety, 2 piżamy, ręcznik do kąpieli i plażowy, 2 zapasowe bluzy, adidasy i kalosze (sandały na nogach), przeciwdeszczówkę. Do kosmetyczki szczotkę i pastę, płyn do mycia z szamponem w jednym, krem z filtrem, spray na kleszcze, myjkę – wszystko to podpisane. Podpisałam walizkę, plecak i czapkę z daszkiem, telefon i ładowarkę też. Wszystko władałyśmy do walizki razem. Do małego plecaka poszła latarka, portfel z małym kieszonkowym, mokre i suche chusteczki, woda i małe co nieco na drogę. Lokomotiv do ssania przed (nie mam pojęcia dlaczego, ale na nią akurat działa), miętusy i worki na jakby co, na drogę. I pojechała…
A oto „bilans” wyjazdu:
-1 bluza z długim rękawem; + 1 para majtek, 1 para skarpet i jedna koszulka z rękawem 3/4🤔 Przygotowane przeze mnie w woreczkach komplety ubrań zużycie 1/6. Chodziła w ubraniach „zapasowych „🙂; raz najwyraźniej w majtkach koleżanki 😂 7 siniaków, 4 otarcia naskórka i 10 śladów po komarach… więc w sumie było świetnie i chciała jechać za rok 😁
Teraz co roku wyjeżdża już cała trójka i świetnie się bawią! Takich wspomnień nic nie zastąpi. Wakacje z rodzicami są też super, ale te bez nich również. No ale zawsze musi być ta pierwsza kolonia.
Obecnie moje dzieci jeżdżą na kolonie z firmy
http://www.obozysportevo.pl/ – to nie jest reklama w żaden sposób sponsorowana, a jedynie moja inicjatywa, by polecić mieszkańcom trójmiasta i okolic dobre kolonie!