Pamiętnik z wakacji dzień 9 – wody plusk i wspinaczki
Dzień krótkiej trasy – bo Ali miał iść spać w dzień, ale chyba przez górskie powietrze ma tyle energii, że wcale nie spał.. tak czy siak na zmianę mamy dzień trudniejszy i lżejszy. Wybraliśmy się do Doliny Białego Potoku
Już na początku była zabawa, bo znalazły się skałki do wspinaczki. Asia weszła bez kłopotu, Ali za nią jak mała koziczka. Zuzia trochę się bała i szło jej niepewnie, ale siostra podała rękę i też osiągnęła upragniony cel:).
Dolina jest piękna. Szla wiedzie przy i przez piękny potok, z niezliczoną ilością niewielkich wodospadów. Czasem jest stromo, czasem płasko. Piękna roślinność, bardzo różnorodna i niezwykła. Cudny śpiew ptaków. I dużo atrakcji dla małych łobuziaków.
No bo czy nie jest fajne drzewo przypominające smoka w locie, któremu można wejść na grzbiet?
A włażenie na skałki w środku rzeki przy niewielkim wodospadzie?
Spacer po korzeniach i niezliczone mostki?
Czy płukanie rąk we wszystkich możliwych ciekach wodnych i rozlewiskach potoku?
A na koniec kilkupoziomowy wodospad, do którego podchodzi się po kamieniach w samym środku potoku!
W drodze powrotnej zaczął się spory ruch. Wszystkim mijanym ludziom – zgodnie z górskim zwyczajem – mówiliśmy „dzień dobry”. Ali wykrzykiwał te słowa z rozbrajającym uśmiechem i entuzjazmem:). Ten zwyczaj niestety odchodzi w zapomnienie. Czy ludzie naprawdę nie pamiętają po co mówi się to dzień dobry? Wcale nie chodzi o piękną uprzejmość… ale by spojrzeć w twarz tego kogo mijasz. Bo gdyby zaginął, to może dzięki temu, przypomnielibyśmy sobie tę osobę i mogli skierować ratowników we właściwym kierunku.. Poza tym gdybym dostała złotówkę, za każdy uśmiech, jaki wywołało powitanie z ust moich dzieci, to moglibyśmy opłacić jeszcze kilka dni pobytu tutaj:).
W drodze powrotnej dopadła nas ulewa. My przygotowani! Wyciągnęliśmy peleryny i dziarsko ruszyliśmy do naszego apartamentu, żałując tych wszystkich ludzi w sandałach i trampkach, zamiast trekingów, których tak wielu widzieliśmy na szlaku.
Po południu rodzice musieli odpocząć… więc wybraliśmy, znaleziony dzień wcześniej cudowny plac zabaw. Było chmurnie, więc mniej dzieci – a my nie z cukru więc chętnie skorzystaliśmy. Dzieciaki szalały, biegały i wspinały się, a my ponad godzinę odpoczywaliśmy na ławce, by tylko od czasu do czasu odpowiedzieć „Ja ciebie też”, jednemu z maluchów przybiegającemu powiedzieć „kocham” w tak zwanym międzyczasie:).