Jak sprawić, by dziecko nas słuchało?
Każdy rodzic chciałby mieć dziecko, które go słucha. Och jaki świat byłby piękny, gdyby robiły one to co my uznajemy za słuszne! Tylko czy to, aby jest słuszne dla nich? Ale pomijając ten aspekt (chwilowo), postanowiłam przytoczyć Wam tutaj metody, które my stosowaliśmy i/lub stosujemy w celu wyegzekwowania zachowań uznawanych za nas za dobre. Dużo się u nas zmieniło od czasu, gdy toczyliśmy z dziećmi, przez pierwsze pół roku od adopcji, regularną wojnę o uwagę, wpływy i władzę. Wtedy obie strony potrzebowały czego innego. Teraz większość z dawnych zasad jest niepotrzebna. Ale po kolei!
Co absolutnie nie działa, a wręcz pogarsza sytuację:
1. Krzyki, wrzaski i warczenie
Jestem osobą dość emocjonalną i niestety w stresie i/lub zmęczeniu czasem nie potrafię poskromić języka i gardła, no i krzyczę. Spotykam wielu ludzi, którzy czynią podobnie – od czasu do czasu, jak ja, albo stale sądząc, że to podziała. A prawda jest taka, że działa to jak płachta na byka.. Jeszcze może kiedyś, gdy mało się znaliśmy to zrobił ze 2 razy na dzieciach wrażenie. Ale potem doskonale wiedziały, że nic za tym się nie kryje, oprócz mojej irytacji. A poirytowany rodzić to poirytowane dzieci. Teraz wiem, że gdy mój ton głosu nieopatrznie zmieni się na wyższy i głośniejszy, mam przechlapane! Będą robić wszystko, by wyprowadzić mnie z równowagi! Czemu? No jak to czemu? Bo mają całą moją uwagę!
Tata natomiast raczej nie krzyczy, ale za to „warczy”. Gdy ma gorszy dzień mówi do dzieci tonem, który działa na nie jak drapanie widelcem po talerzu.. I się dziwi, że szaleją.
2. Rozkazy, zakazy i nakazy
Zrób to. Nie rób tego. I nieśmiertelne: Przestań! Wszyscy wokół wydają dzieciom rozkazy. Nam też się zdarza. Mężowi zdecydowanie częściej, ale i mi się raz na jakiś czas wypśnie.. Metodę tę stosują regularnie niestety nauczyciele. A reakcja jest tylko jedna! Głośno lub pod nosem wypowiedziane „Dlaczego ja? Po co? Czemu? Nic nie robię przecież..” I nawet jeśli tym razem polecenie zostaje wypełnione to możemy być pewni, że następnym razem będzie marudzenie, coraz większy bunt i foch.
3. Przekupstwo
„Jak odrobisz te lekcje bez problemów, to tatuś da ci ptasie mleczko..”, „Posprzątaj ładnie, a pójdziemy pograć na komputerze”, „Jak szybko zjesz to dostaniesz tablet”. No i wszystko idzie pięknie! Do czasu… Gdy zabraknie ptasiego mleczka, był już tablet czy gra na kompie – nic się nie da zrobić! I co wówczas? Wymyślać nowe nagrody za zrobienie zwyczajnych rzeczy? Toż to sensu nie ma!
Co było nam kiedyś potrzebne i dlaczego
1. Spisany regulamin i sztywne reguły
Nie znaliśmy się przecież.. Nie czuliśmy wzajemnie naszych osobistych granic. Dzieci nie miały pojęcia czego od nich oczekujemy. Ba! My nie mieliśmy pojęcia czego powinniśmy od nich oczekiwać! No i ciągle były problemy, tłumaczenia. Czasem tata zrobił inaczej niż mama, czasem odwrotnie.. I był zonk. No więc usiedliśmy z dziećmi i spisaliśmy reguły do przestrzegania przez całą rodzinę. Ułatwiło nam to komunikację i dostosowanie się. Ale z czasem przestało być to potrzebne, bo każdy już wie co jest u nas w domu akceptowalne, a co nie! Dzięki temu łatwo jest w sytuacjach szczególnych zastosować odstępstwa od wcześniej ustalonych zasad.
2. Wysyłanie do kąta w celu uspokojenia
Nasze dzieci początkowo przeżywały setki silnych emocji i kompletnie nie potrafiły ich właściwie wyrażać. Złość, zazdrość czy lęk wyrażały poprzez agresję i destrukcję. A my żyjąc do tej pory w spokoju nie mieliśmy dość cierpliwości, by wytrzymać. Dlatego w celu odizolowania dziecka od pozostałych – w trosce o ich zdrowie i by zapobiec eskalacji agresji oraz niszczenia rzeczy prowadziliśmy dzieci do kącika na schodach. Mogły tam walić pięściami w ścianę, tupać i wrzeszczeć do bólu. A my byliśmy obok, ale mogliśmy też wziąć kilka głębszych oddechów, by nie oszaleć, nie wydrzeć się itp. A teraz? Teraz dzieci już wiedzą, jak się złościć, więc kąt stoi pusty.. Chyba, że ktoś ma ochotę tam siąść i np. poczytać.
3. Kropki za dobre zachowanie
Zanim nasze dobro zaczęło być dla dzieci ważne, zanim zrozumiały, że należy siebie wzajemnie szanować, potrzebowaliśmy jakiejś motywacji. Stąd nasze kropki, za doby dzień. Z czasem wstawialiśmy je coraz rzadziej. Obecnie robimy to raz na tydzień, jakby w podsumowaniu. Chyba po to, by mieć jeszcze jeden powód dla sprawienia im przyjemność;) Nagrody też ewoluowały z pięknych zabawek na wspólne wyjścia. A każdy powód jest dobru, by pójść gdzieś razem! Więc kropki, choć już niepotrzebne zostają;)
To co naprawdę działa!
1. Przeniesienie odpowiedzialności
Nasze dzieci nie pomagają w domu. Nasze dzieci dbają o dom, bo to ich dom. Nasze dzieci nie sprzątają po sobie. Nasze dzieci dbają o swoje rzeczy, swoją i wspólną przestrzeń. Nasze dzieci nie zjadają tego co im podaję. Nasze dzieci dbają o swoje zdrowie i dobre odżywianie. Nasze dziecinie uczą się, byśmy byli z nich zadowoleni, ale po to by być zadowolonym z siebie.
I to się sprawdza! Uczyńmy dzieci odpowiedzialnymi za ich świat. A sprawi to, że będą wszystko robić chętniej! Dajmy im kompetencje po temu, ucząc co jest dobre dla nich i dlaczego – wierzcie mi, że już nasz 4 latek potrafi zrozumieć czemu cukier szkodzi i trzeba go ograniczać. Oczywiście będą dni, gdy nie będą chciały współpracować. Oczywiście czasem zrobią coś kompletnie odwrotnego i wówczas trzeba pozwolić im ponieść konsekwencje. Ale jest o niebo łatwiej!
2. Decyzja zamiast posłuszeństwa
Niewiele jest osób, które lubią wykonywać rozkazy. Większość z nas woli samemu trzymać ster życia. Podobnie jest z dziećmi! Dlatego staram się zawsze podawać dzieciom powody danego polecenia/zakazu i następstwa decyzji na tak lub na nie. Decyzja pozostaje dziecku, a mnie dopilnowanie konsekwencji. Choć najlepiej, gdy są one całkiem naturalne. Jak to jest w praktyce? No np. Nie chcę byś zaglądał do patelni, bo olej może wystrzelić i cię poparzy. Jeśli odejdziesz to pokażę ci co jest w środku jak tylko się przestanie strzelać. No i jeśli mały nie posłucha to zwykle olej robi swoje i zapiecze.. Ja mam dopilnować, by nie stała się krzywda. A jeśli posłucha to pokazuję wszystko jak obiecałam. Uważam za słuszne i w pewnym sensie naturalne również konsekwencje społeczne. No bo jak np. dziecko bije inne dzieci to one nie chcą się z nim bawić. To czemu rodzic miałby znosić niedogodności? Ja, jako „urazowiec” boję się upadku i złamania, które to bardzo utrudniłoby mi życie. Nie wchodzę więc do pokoi, gdzie jest bałagan na podłodze. Czyli jeśli dzieci chcą, bym przyszła im poczytać, muszą ogarnąć podłogę. Ale oczywiście nie muszą tego robić i pójść spać bez bajki, czy poczytać samemu. W częściach wspólnych natomiast, jeśli nie sprzątną, sprzątam ja. Tylko, że mam taki zwyczaj, by wyrzucać wszystko czego nie potrzebuję. A po co mi zabawki? … Albo koszulka męża rzucona, gdzie nie trzeba;).
Oczywiście są stany nagłe, gdzie musi zadziałać komenda. Np. zagrożenie na ulicy. Dlatego staram się nauczyć dzieci reagowania na pewne hasło jak „stop” odruchowo. A potem oczywiście możemy całość obgadać i zdecydować, czy było to słuszne. Robimy to tak, że w miejscach bezpiecznych urządzamy zawody. Dzieci biegną na start i muszą się zatrzymać na stop. Kto się nie zatrzyma kolejna kolejkę idzie przy nas i nie biega. Wprowadziliśmy to już na samym początku naszego wspólnego życia i zdołało ocalić Zuzkę od wypadku – gdy facet wjechał z impetem na dróżkę przy placu zabaw (ograniczenie do 20, piesi mogą chodzić po jezdni), a Zuzia chciała właśnie przez nią przebiec. Stanęła na moje „stop”, a auto śmignęło tuż przed nią.. Dlatego regularnie powtarzamy to ćwiczenie, żeby nie zapomnieli!
3. Zaczynać zdanie od „Ja”
Pomysł podchwyciłam z jednej z książek Juula. Nie we wszystkim się z nim zgadzam (zwłaszcza w kwestii żywienia), ale to było genialne! Wiecie jak trudno jest podnieść głos czy powiedzieć coś niemiłego, jeśli się to zacznie od „ja”? A do tego nie sposób obrazić czy sprawić przykrość! Nawet „Ja chcę, żebyś przestał.”, brzmi o niebo lepiej od „Przestań”. Owszem trzeba trochę potrenować zanim to wejdzie w krew, ale daje fantastyczne rezultaty!
4. Mówienie o emocjach i uczuciach
Dużo lepiej działa „Nie wchodź tak wysoko, bo ja się bardzo boję o ciebie” niż „Nie wchodź tak wysoko, bo spadniesz”. To pierwsze ukazuje troskę i nasz lęk (słabość? być może, ale całkiem normalną). To drugie odcina nas samych od sytuacji i jeszcze może być odebrane przez dziecko jako „nie poradzisz sobie, jesteś do niczego”. Dobrze jest mówić dziecku, że jakieś jego zachowanie sprawia, że jesteśmy smutni czy źli, ale nie w taki sposób: „Przez ciebie jestem wściekły”, „Wstyd mi za ciebie” itp. Bo to co czujemy jest wyłącznie nasza prywatną „winą”. Natomiast czym innym jest powiedzieć „Wiem, że jesteś zły, ale takie niemiłe słowa sprawiają, że jestem smutny”, „Rozrzucanie zabawek w moim pokoju bardzo mnie gniewa”. A najlepsze jest to, że gdy my tak mówimy to i dzieci zaczynają! Wiecie o ile lepiej jest usłyszeć od malucha „Jestem zły jak mi nie dajesz tabletu” zamiast „Nienawidzę cię”??
Nie ma uniwersalnych reguł i każdy z nas musi znaleźć drogę do swoich dzieci. Ale uważam, że nasze przetestowane metody mogą Wam pomóc. A na koniec dwa słowa o „ale” z pierwszego akapitu.. Czy na pewno chcemy mieć posłuszne dzieci? Ja osobiście wolę mieć mądre. I nie chodzi mi o wiedzę, a mądrość w życiu codziennym, czyli umiejętność podejmowania decyzji, których konsekwencje nie pozbawiają szacunku ani ich, ani otoczenia. Dlatego pozwalam dzieciom na błędy. Bo inaczej trudno jest się czegokolwiek nauczyć. Pozwalam w rzeczach małych, bo w dużych umiały pójść właściwą drogą.